środa, 28 października 2009

Spotkanie z Bogiem?


"Każdy myślący człowiek jest ateistą"
Ernest Hemingway


Po opisanym wcześniej wydarzeniu wzrosło moje zaciekawienie czymś, co jest niedostępne dla większości z nas. Duszą. Zastanowiło mnie jednak, czym było to, co zobaczyłam. Bałam się jednak powtarzać ten eksperyment. Lecz mamy w sobie wrodzoną ciekawość, chęć poznawania. I ta chęć skłoniła mnie do kolejnego eksperymentu. Postanowiłam jednak zrobić go z Bogiem, kimkolwiek i czymkolwiek by on nie był. Wpadłam na szalony pomysł.

Warto wspomnieć. że prowadziłam działalność gospodarczą w domu.

Był piękny słoneczny dzień.
Moja gosposia wyszła z dziećmi na dwór. Z nikim nie byłam umówiona, miałam więc czas na relaks. Położyłam się na tapczan i obejmując dłońmi głowę, zatkałam kciukami uszy, by zminimalizować odbiór odgłosów z zewnątrz.


Uspokoiłam oddech, wyczyściłam umysł ze wszystkich myśli i równomiernie oddychając przy wydechu ustami (wdech nosem), powtarzałam słowa: "Idę do Boga".

Najpierw widziałam, nie oczami (te były zamknięte), lecz jakbym patrzyła z pośrodku czoła. (W późniejszym czasie przeczytałam, że punkt ten, ten sposób widzenia nazywa się; postrzeganie "Trzecim Okiem") Obrazy nieokreślone, jakby przestrzeni, głębi, dziury wszechświata, (w żadnym razie nie odbierałam tego jako dziury niebios) w którą coś nakazywało mi wejść. Nie widziałam siebie, widziałam swoją drogę, drogę; którą szłam. To było jak przejście w inną galaktykę, z której docierało do mnie jasne, ciepłe światło miłości. Przyciągało swoją niezmierzoną głębią. Mój świat już nie istniał. Byłam już tylko ja i ta miłość, w którą szłam jak do swojego domu, szłam z uczuciem, że wracam w miejsce swojego wiecznego domu, szłam przez przepiękną alejkę gdzie zieleń traw i barwy kwiatów miały nieziemskie barwy - barwy żyjącej, odwiecznej miłości. Barwy jakich piękna nie odda najpiękniejszy kwiat na ziemi.

Przede mną jawiła się piękna, wielka brama wiodąca do świątyni - źródła światła miłości. Wiedziałam, że przejście przez nią oznacza powrót do domu, mojego wiecznego domu. Skąd to wiedziałam? Nie wiem. Wiem tylko, że ten materialny świat już dla mnie nie istniał, było tylko uczcie, że wracam do domu z dalekiej podróży, do domu, który znam, który jest moim odwiecznym istnieniem. Przejeść przez nią oznaczało wejście w objęcia mojej odwiecznej rodzicielki - miłości, która otaczała mnie ze wszystkich stron tym większą miłością im głębiej wchodziłam w jej światło. Byłam szczęśliwa, niewspółmiernie szczęśliwa do największego szczęścia na ziemi.

Nagle, zanim zdążyłam przejść w pełni przez bramę wiodocą do domu, zaczęły docierać do mnie niechciane odgłosy - odgłosy z ziemi. Nie chciałam ich słyszeć, nie chciałam do nich wracać. Chciałam jak najszybciej przejść w pełni do światła - światła mojego domu.

więcej w kolejnym poscie

czwartek, 22 stycznia 2009

Kto nas kocha? - Bóg czy Szatan?


Biblia to gówno prawda!


Od dawna już zadaję pytanie; czy ludzie nie mają mózgów? Doświadczyłam rzeczy, po których powinnam niezaprzeczalnie wierzyć w Boga. Czy wierzę?

Świadomie to zrobiłam - Spotkałam się z Bogiem.
Fanatyk religii (ten sam, który powinien uwierzyć, jeśli wierzy w istnienie Boga) powie, że moje spotkanie z nim było co najmniej złudzeniem. Albo jeszcze lepiej, uzna to za objaw jakiejś choroby psychicznej. Naukowiec, zastanowi się nad tym i z nie małą dozą sceptycyzmu, zechce poznać głębiej to zjawisko. Tym bardziej, że nie miało to nic wspólnego ze śmiercią kliniczną, lecz było moim świadomym zaproszeniem Boga na spotkanie.

Ale zacznę od początku. Przeczytałam pierwszy raz o opuszczaniu ciała. Nie wiele, dlatego też nie myślałam o próbie opuszczenia ciała. Przeczytałam też propozycję małego "ćwiczenia". Miało to polegać na absolutnym odprężeniu się i wyciszeniu. Równomierny oddech i przy wydechu otwartymi ustami, powtarzanie w myśli słowa "JA" - tak, jakby wydychało się to "ja".
Obietnicą było jakieś niesamowite doświadczenie.
Dlaczego nie sprawdzić?
Rzeczywiście, doświadczenie było niesamowite. Tak niesamowite, że przestraszyłam się. Miało to miejsce w biały dzień, letnią porą. W pewnym momencie czułam się rzeczywiście dziwnie. Nie spałam, byłam świadoma, że leżę i nie czuję istnienia swojego ciała. Nagle, zobaczyłam swoje dwie połączone ze sobą postacie, "zawieszone" nad moim ciałem o obserwujące je. Nie wiem jak, ale zrozumiałam, że te moje postacie chcą się rozdzielić, jedna z nich ma zostać i pilnować mojego ciała, a druga chce iść "iść" dalej.
Chyba tego się przestraszyłam, że pójdzie sobie i nie wróci. Ten lęk przywrócił mi świadomość ciała, a tym samym i decyzję o zakończeniu "eksperymentu".

Więcej w następnym poście